Rzeczpospolita Alternatywna

Radogród


#1 2014-01-25 20:31:12

Nivca

Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-13
Posty: 31
Punktów :   

Przypadek Erwina Josefa Zeissa

Przypadek Erwina Josefa Zeissa

Na początku chciałbym powiedzieć, że jeśli ktoś to czyta, to najprawdopodobniej nie ma mnie pośród żywych. Nie myśl sobie jednak, że jest to taki „klasyczny” list, jaki piszą samobójcy celem wyjaśnienia przyczyny targnięcia się na własne życie. Taki list też kiedyś napisałem, ale uległ on zniszczeniu. W chwili obecnej nie jestem w stanie powiedzieć, czy życie swe zakończę samemu, czy też zostanie mi ono odebrane. Jakkolwiek by się nie stało, bardziej niż pewne wydaje mi się, że udręka moja na tym podłym świecie nie potrwa już długo. Bardzo tego nie chciałem, ale stałem się powiernikiem zbyt wielu tajemnic. Rzeczy tak ciemnych i odrażających, że tylko ciągłe powtarzanie: „to nie może być prawda”, nie doprowadziło mnie jeszcze do całkowitego szaleństwa. Nie jestem osobą wierzącą ale, od kilku dni, często zdarza mi się modlić. Inkantacje i zawołania do różnych bogów plączę ze sobą a teksty przekręcam i mylę. Powtarzam to, co pamiętam z dzieciństwa albo z telewizji. Wszystko bez odrobiny przekonania, że ktokolwiek mnie wysłucha. Mało tego, jestem pewien (i mam ku temu solidne dowody), że wszyscy ci zeusowie i perunowie istnieją tylko w ludzkich głowach. Słyszałem kiedyś, że zidentyfikowano gen odpowiedzialny za większą skłonność do wiary w rzeczy nadnaturalne a odpowiednia stymulacja elektryczna jest w stanie generować przeżycia o charakterze religijnym. Prawdziwa siła modlitwy płynie jednak z faktu, że zajmuje czymś mózg, zagłusza niepokojące nas myśli. Jeśli do tego człowiek wierzy w te religijne brednie, to z czasem jest w stanie wmówić sobie, że jego egzystencja ma jakiś sens. Ja chciałbym w tym miejscu wyraźnie to podkreślić: sensu takiego nie ma. Być może mój pogląd wyda ci się nieco pesymistyczny ale chciałbym abyś spojrzał na to w trochę niestandardowych kategoriach. Po pierwsze, taki właśnie jest świat, kiedy odrzuci się blichtr i frazesy. Nie ma jakichś prawd uniwersalnych, poradnika dobrego życia. Nikt do końca nie wie, co jest dobre a co złe. Fakt, że wielu ludzi preferuje określony sposób zachowania i myślenia nie oznacza jeszcze, że mają oni rację. Po drugie, dlaczego to, że nie ma jasno określonego celu musi automatycznie oznaczać coś złego? Albo inaczej, to że coś odbiera się jako stan pożądany lub nie, to również jest kwestia podejścia. Kamień który leży samotnie pewnie tak samo czułby się na całej górze kamieni. To my sami decydujemy, czy jesteśmy szczęśliwi albo smutni. Z reguły ta decyzja nie jest świadoma, ale wiele rzeczy można sobie wmówić lub dać siebie do czegoś przekonać. Tak, czy inaczej, postanowiłem spisać to, co się stało w ciągu ostatnich kilku dni. Przelanie na „papier” nieco mnie uspokaja. To właśnie słowo „przelać” jest tu najbardziej adekwatne. Mam wrażenie, że złe myśli wylewają się ze mnie i trafiają do pamięci maszyny, która z pewnością ma mniej dylematów niż człowiek.
    Jako, że nigdy mnie nie widziałeś a i pewnie nie zobaczysz, to powiem tylko, że wyglądem w żaden sposób nie wybijam się ponad statystycznego europejczyka. Gdybyś mnie zobaczył na ulicy, nie zwróciłbyś na mnie specjalnej uwagi. Co się tyczy moich walorów intelektualnych to powiem nieskromnie, że można by nazwać mnie geniuszem. Nie jestem zarozumiały i nigdy nie czyniłem ze swojej wybitnej inteligencji wielkiego halo. To, że od dziecka wybijałem się ponad średnią, potwierdzały osiągane wyniki w nauce, testy, zarejestrowane patenty. Moją domeną była matematyka i informatyka. W miejscu, gdzie te dwie dyscypliny się spotykały zrodziło się marzenie o tym, aby komputery uczynić potężniejszymi, niż ktokolwiek mógłby  pomyśleć. Z drugiej strony, niejako dla równowagi, natura obdarzyła mnie psychicznymi przypadłościami, za których to zapewne sprawą, znalazłem się w sytuacji, kiedy to piszę ten list.
    Jeszcze w trakcie studiów na Wielkoksiążęcej Politechnice w Wilnie zostałem skaptowany przez headhuntera z FME. Komputer, na którym teraz piszę, jak większość urządzeń tego typu w Rzeczpospolitej posiada logo tej firmy. Główna siedziba Fabryki Mózgów Elektronowych mieściła się w Radogrodzie. Opuściłem więc Litwę i przeprowadziłem się do tego molocha. Największej w Europie metropolii, stolicy nauki, techniki, przemysłu a jak się potem okazało również zła w najczystszej postaci. Radogród, Miasto Miast, Więzienie Więzień. Zostałem skuszony – nie pieniędzmi, o które nigdy nie dbałem ale perspektywą możliwości tworzenia rzeczy wielkich, które uczyniłyby mnie, ich twórcę nieśmiertelnym. Gigantyczne wieżowce śródmieścia, często o wysokości ponad 1000 metrów, zafascynowały mnie bo uważałem je za pomniki niezniszczalne woli i umysłu człowieka. Patrzcie! To my, ludzie z planety Ziemia. Potrafimy robić rzeczy na miarę tytanów i bogów. Potem jednak zdałem sobie sprawę, że każdy triumf ma zakodowany upadek. Jak moduły postarzania produktów w urządzeniach elektronicznych. Drukarka ma wydrukować 100 tysięcy stron, a potem umiera. Im wyżej się dojdzie, tym dłużej się spada. Jakże niski jest upadek istoty, co się mienia być równa bogom.
    Pośród tych monstrów z betonu i stali pyszni się Iglica FME. Główna siedziba największego na świecie producenta urządzeń elektronicznych i oprogramowania. Prezesi firmy dysponują zasobami przewyższającymi wyobrażenie przeciętnego zjadacza chleba. Ich działalność na terenie kraju jest ujęta w pewne ramy. Rzeczpospolita, jak do tej pory, radzi sobie z wielkimi korporacjami. Jednak są miejsca na świecie, gdzie FME prowadzi aktywną działalność polityczną a nawet organizuje operacje wojskowe, choć z reguły odbywa się to pod mniej lub bardziej wiarygodną legendą. Wszystko to jest możliwe, bo stoją za tym pieniądze tak wielkie, że gdyby je podzielić wśród wszystkich ubogich obywateli, na przykład w średniej wielkości afrykańskiej kolonii, to stali by się milionerami. Jednak nikt tych pieniędzy nigdy nie będzie rozdawał wśród biednych. Kasa znajduje się w rękach głównych udziałowców. Olbrzymi majątek wynosi ich poza zakres standardowych pojęć dotyczących relacji społecznoekonomicznych. Taki stan nie może pozostawać bez wpływu na to, co taka osoba myśli, jakie ma poglądy, jakie podejmuje działania. Staje się podobna do pariasa tyle, że stoi po drugiej stronie drabiny społecznej. Sama nie czuje pokrewieństwa z grupą ale też i grupa ją odtrąca jak trędowatego. Wszystko to powoduje, że ktoś taki przestaje identyfikować się z innymi ludźmi. Brak więzi i wzajemnych interakcji nie pozostaje bez wpływu na sferę tradycyjnie rozumianej moralności. Władza, która w tym przypadku wynika z dysponowania zasobami, psuje a władza absolutna psuje absolutnie. Nie sądzę, żebyś specjalnie przejmował się zabiciem owada. Kiedyś na strychu zagnieździły mi się osy. Zatrudniłem firmę, która zajęła się eksterminacją szkodników. Wszystkie martwe osobniki zostały sprzątnięte i zutylizowane. Nie odczuwałem z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Te pieprzone osy, po prostu, mnie wkurwiały.


    Erwin Josef Zeiss samotnie przemierzał alejki w Parku Zielonym. Płuca Radogrodu rozciągały się na wielu hektarach terenu, w dużej mierze porośniętego lasem. Ponieważ był poniedziałkowy ranek, niewielu było tam amatorów spacerów. Po drodze minął kilku emerytów z psami. Na ramieniu mężczyzna niósł torbę z komputerem. Poza tym znajdowało się tam mniej standardowe wyposażenie: butelka wódki i około 4 metrów konopnego sznura. Zaplanował, że znajdzie ustronne miejsce w lesie. Najpierw wypije trochę wódki a potem powiesi się. Gdyby brakło mu odwagi miał wypić więcej alkoholu. Była szansa, że przez pewien czas nikt nie odkryje ciała. Rozkład gnilny spowoduje, że głowa oddzieli się od reszty ciała i po jakimś czasie jego zwłoki spadną na ziemię. Leśne zwierzęta i owady zajmą się nim jak trzeba. Liście zasłonią resztki. W trakcie spożywania wódki miał napisać list pożegnalny. Po to był mu laptop. W sumie nie na wypadek, gdyby ktoś jednak miał znaleźć jego ciało ale raczej dla uspokojenia własnego sumienia. Kiedy znalazł już właściwe miejsce usiadł oparty o drzewo, na kolanach położył komputer. Odkręcił butelkę i pociągnął solidny łyk mocnego polskiego trunku. Zaczął pisać.
- Przepraszam pana. Chyba się zgubiłam. Wie pan którędy do głównej alei? - Kobieta wyrosła, jak spod ziemi.
- Co ty tu...co... Czego pani ode mnie chce? - Erwin, wyrwany ze swoich czarnych jak Tartar myśli, z trudem wracał do świata ludzi. Stała przed nim atrakcyjna kobieta. Miała długie zgrabne nogi i włosy koloru dojrzałej pszenicy splecione w warkocz, który przerzucony przez ramię spoczywał na sporawych piersiach, opiętych przez obcisły dres. Niedoszły samobójca nie miał zbyt wielu doświadczeń z kobietami w swoim trzydziestopięcioletnim życiu ale i też nie czuł nigdy potrzeby takich kontaktów. W tym przypadku musiał przyznać, że była to wyjątkowo urodziwa samica.
- Jeśli przeszkadzam to proszę o wybaczenie. Nazywam się Joanna Nowak. Widzi pan wyszłam pobiegać a niedawno się przeprowadziłam do miasta. Straszna ze mnie gapa. Nawet telefonu sobie nie wzięłam.
- A co mnie to obchodzi. Chciałem spędzić trochę czasu w samotności. - Erwin pozbierał się z ziemi. Kobieta brutalnie wkroczyła w jego życie w jego najbardziej intymnym momencie. Czarny nastrój prysł w momencie, kiedy był już tak blisko. Teraz wszystko trzeba było zaczynać od początku.
- Niech pan się nie złości. Jeszcze raz przepraszam. Może jakoś to panu mogłabym wynagrodzić. Wskaże mi pan drogę a ja panu postawię kawę. - Joanna starała się wzmocnić swój przekaz słodkim uśmiechem, który nigdy jej nie zawiódł w relacjach z mężczyznami.
- W dupie mam twoją kawę. Tu zaraz jest droga.
    Zeiss nerwowo przemykał pomiędzy drzewami. Kobieta szła za nim i już się nie odzywała. Za chwilę doszli do alejki i Erwin skierował się szybkim krokiem w stronę najbliższej stacji metra. Nie odwracał się za siebie, dlatego nie mógł zauważyć, jak kobieta podająca się za Joannę wyjęła z kieszeni telefon.
- Jak na razie jest OK, ale on będzie chciał to powtórzyć.
- Działaj zgodnie z wytycznymi i postaraj się tego nie spierdolić. - Głos w słuchawce mówił tonem, który nie zna sprzeciwu.
- Na razie nie miałeś mi nic do zarzucenia, szczególnie wczoraj w nocy. - Kobieta starała się aby jej głos zabrzmiał frywolnie, chociaż w rzeczywistości obawiała się swego mocodawcy.
- Informuje mnie na bieżąco i jeszcze jedno...
- Co?
- Nie mieszaj kobieto pieczywa z dupczywem.
- Świnia!

    Komputery to wspaniałe maszyny. Ich połączone sieci stały się tkanką nerwową współczesnego świata. Praktycznie nie istnieją już sfery życia nie poddane informatyzacji. Przyczyny tego są proste. Naczelną zasadą funkcjonowania jednostek, oraz złożonych z nich małych i dużych grup społecznych, jest dążenie do przyjemności i unikanie przykrości. Dla każdego, kto nie jest masochistą, jest to oczywiste. To dzięki takiemu postępowaniu nasz gatunek przetrwał i odniósł sukces. Nasi przodkowie unikali wpadania w paszczę szablastozębnego tygrysa a zabiegali o dostatek pożywienia i wygodne miejsce w jaskini przy ognisku. Opisana sytuacja stanowi pewien model. W rzeczywistości wybór pomiędzy przyjemnością a przykrością nie zawsze jest oczywisty. Niekiedy świadomie rezygnujemy z wartości mniejszej aby w perspektywie uzyskać większe profity. Dlatego ludzie oszczędzają pieniądze, pozbawiając się możliwości korzystania z nich przez pewien okres, aby w końcu kupić wymarzony przedmiot. Od indywidualnych predyspozycji zależy kategoryzacja celów i planowanie posunięć. Jak w wielkiej partii szachów. Większość ludzi nie zrezygnuje z ciepłej wody w kranie. Znajdą się tacy, którzy będą woleli myć się w zimnej a argumentem będzie to, że ciepłownia wykorzystuje węgiel, którego produkty spalania powodują efekt cieplarniany i topnienie lodowców. Tak więc lepiej pocierpieć po prysznicem, gdyż w zamian unikniemy globalnego potopu, co stanowi wartość pożądaną i przyjemność wyższego rzędu. Sam odpowiedz sobie na pytanie czy wolisz się kąpać w ciepłej, czy w zimnej wodzie. Z takich a nie innych powodów jak do tej pory nie rezygnowaliśmy z maszyn, które życie ułatwiają a niekiedy w ogóle je umożliwiają, jak w przypadku implantów medycznych. Sieć połączonych maszyn oplotła już cały świat. Nasza cywilizacja nie tyle korzysta z technologii, co jest przez nią warunkowana. Jeżeli byśmy jej odłączyli kabel przestałaby istnieć. W tym miejscu jawi mi się pewien dylemat. Można zaniechać uzyskiwania energii z paliw kopalnych, ponieważ da się je zastąpić źródłami odnawialnymi, mniej szkodzącymi środowisku. Czym można by zastąpić komputer?

Zeiss udał się do pracy. Właściwie niewiele miał poza nią. Jego rodzina, rodzice i młodsza siostra, pozostali na Litwie. Dziękowali bogom, że Erwinowi udało się znaleźć pracę, która zapewniała im utrzymanie na więcej niż godziwym poziomie, tym bardziej, że wcześniej zdarzało się, że niemal przymierali głodem. Naukowiec czasami miewał wyrzuty sumienia, gdyż jego bliscy nie byli powodem, dla którego podjął się tej intratnej posady. FME zapewniła idealne warunki do prowadzenia badań. Nieograniczone fundusze dawały dostęp do najnowszej technologii, rzadkich materiałów ale najważniejsze okazały się czasami zazdrośnie przez konkurencję strzeżone informacje. Na tym Zeissowi zależało najbardziej. Po pokonaniu toru przeszkód, w postaci kolejnych systemów bezpieczeństwa, znalazł się w swojej pracowni. Było to pomieszczenie wydzielone w sektorze badawczym zlokalizowanym głęboko w trzewiach Iglicy, wiele pięter poniżej parteru. Nie lubił aby wchodzili tam inni pracownicy laboratoriów. Oprócz tego, z uwagi na trudny charakter Zeissa, niewielu się tam zapuszczało bez bardzo ważnej przyczyny. Gabinet był dosyć spory, ale ponieważ był zawalony sprzętem i papierami sprawiał nieco przytłaczające wrażenie. Erwin sporo pracował przy klawiaturze, ale nie potrafił wyzbyć się zwyczajów, które pozostały mu  z czasów, kiedy na porządny komputer po prostu nie było go stać. W pokoju stała duża zielona tablica, przy której było wielkie pudło z kredą, poza tym regały z książkami i tekturowymi segregatorami. Każdy fragment blatu, półki i w dużej mierze podłoga, pokryty był kartkami papieru zapisanymi drobnymi cyferkami. Do ścian przyczepione były wielkie płachty brystolu na których kłębiły się wykresy i grafy, czasami z braku miejsca pisak wchodził na ścianę. Cały pokój był też, w zasadzie, terminalem połączonym z głównymi komputerami korporacji oraz Siecią. Jedną ze ścian pokrywały panele holomonitora. Moduły interfejsu umożliwiały komunikację werbalną i wizualną. Nie zabrakło także, coraz rzadziej wykorzystywanych w urządzeniach stacjonarnych; klawiatury i panelu dotykowego. Obowiązywał tu kategoryczny i całkowity zakaz sprzątania dlatego przedmioty poryte były warstwą pyłu kredowego i kurzu. Erwin usiadł przy biurku i próbował jakoś przetrawić, to co się dzisiaj stało. Rozległo się ciche acz natarczywe pukanie do drzwi. Nie czekając na zaproszenie do środka wszedł młody mężczyzna. Był to Adam Starski, „łącznik” pomiędzy pionem naukowym a kierownictwem FME.
- Witaj Erwin. No, martwiłem się twoim dzisiejszym spóźnieniem. Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Wczoraj wieczorem trochę się zasiedziałem przed telewizorem z buteleczką. Sam rozumiesz. - Naukowiec starał się wysilić na coś w rodzaju żartu.
- Czasami trzeba się rozluźnić. Może kiedyś razem gdzieś wyskoczymy na piwko? - Starski jak zwykle starał się odgrywać rolę kumpla, taka była jego rola.
- A co się sprowadza do mojej krypty? - Zeiss wiedział, że kierownictwo nigdy nie zakłócało jego świętego spokoju, bez istotnego powodu. Zdawał sobie sprawę, że jest dla nich sporo warty, ale tylko do momentu, kiedy będą widzieli postępy w projekcie.
- Erwin, pracujemy razem już kilka lat. Zawsze starałem się być wobec ciebie w porządku, a chyba sam przyznasz, że nie jest to łatwe.
- To znaczy?
- To znaczy, że upierdliwy z ciebie skurwysyn. - Zeiss dawno nie czuł się szczerze rozbawiony. Śmiali się razem.
- Może coś w tym jest. Każdy geniusz musi być przecież ekscentryczny a jeżeli taki nie jest, to ludzie zaczynają się zastanawiać, że być może nie jest taki mądry.
- Wiesz, po co przychodzę do twojej nory. Góra oczekuje wymiernych rezultatów. Chcą wiedzieć, na co idą ich miliardy.
- Powiedz im, że idzie nam bardzo dobrze i robimy duże postępy.
- To mówiłem im miesiąc temu i dwa miesiące temu i tak od pół roku. Oni nie są debilami.
- No przecież widzisz jak to wygląda. Jesteś tu codziennie, masz dostęp do wyników i sprawozdań...
- Nie pieprz głupot Erwin. Wszyscy wiedzą, że nikogo nie dopuszczasz do kluczowych tematów, a to co najistotniejsze siedzi w twojej szalonej głowie. Do tej pory oni to tolerowali. Mówiłem im, że takie masz metody pracy. Nikt się nie przypierdalał, bo robiłeś tu prawdziwe cuda. Tylko, że od pewnego czasu to wygląda tak, jakby się nic tu nie działo. Na litość Izydy, kto tu jest głupi?
- Słuchaj miałem ostatnio słabsze dni. Nie można cały czas myśleć na najwyższych obrotach. Muszę przemyśleć parę spraw a na to trzeba trochę czasu.
- No to myśl Erwin. Myśl. Byle nie za długo bo obu nam dobiorą się do dupy i z pewnością nie będzie to miało nic wspólnego z Kodeksem Pracy.

        „Widziałem dalej ponieważ stałem na barkach gigantów.”
    Działanie klasycznych komputerów oparte jest na tranzystorach, które zbudowane są z milionów atomów. Bity, czyli elementarne porcje informacji są tu reprezentowane przez zjawiska fizyczne. Najczęściej mówi się o przewodzeniu, bądź nie przewodzeniu pojedynczego tranzystora. Odpowiada to wartościom logicznym „1” lub „0”. Z punktu widzenia komputera kwantowego możliwe jest zastąpienie tranzystora przez pojedynczy atom. Widać od razu, jak bardzo oszczędzamy na przestrzeni. W przeciwieństwie do klasycznego komputera, w komputerze kwantowym najmniejszą porcją informacji jest kubit. Kubit, w odróżnieniu od klasycznego bitu, który w danej chwili ma tylko jedną z wartości „0” bądź „1”, może mieć jednocześnie obie wartości. Pojedynczy, 250-kubitowy układ obliczeniowy zawiera więcej bitów informacji, niż jest atomów we wszechświecie. Do tego należy dodać jeszcze jedną własność – „upiorne splątanie na odległość”. Istnieje stan splątany polaryzacji dwóch fotonów, który ma tę właściwość, że jeżeli będziemy mierzyć polaryzację obu fotonów, używając dwóch identycznie ustawionych, ale odległych od siebie polaryzatorów, to zawsze otrzymamy dwie przeciwne polaryzacje. Natomiast zmierzone polaryzacje, każdego z fotonów z osobna, są zupełnie przypadkowe. Zatem para fotonów w stanie splatanym ma precyzyjnie określoną własność wspólną. Splątanie nie zanika wraz z odległością. Oznacza to natychmiastowe oddziaływanie z nieskończoną prędkością. Splątanie zachodzi także pomiędzy cząstkami oddalonymi w czasie. Fotony z chwilą rozdzielenia niosą informację, która wpływa na ich przyszłe zachowanie. Podsumowując: wszystkie te duperszwance dają nam niewyobrażalną moc obliczeniową, której wyniki możemy przekazywać na drugi koniec wszechświata szybciej niż jesteś w stanie powiedzieć „placek z kremem” o ewentualnym ingerowaniu w przeszłości i (lub) przyszłość nie wspominając. Oczywiście nie wszystkie możliwości są dostępne od zaraz.
    Ten krótki wykład oczywiście w niewielkim tylko stopniu dotyka problemu. Mam jednak nadzieję, że przybliżył ci, choć w części, jego istotę. Większość kwestii właściwie nie jest  możliwa do opisania słowami. Jedynie matematyka, w swym najbardziej abstrakcyjnym wydaniu potrafi ogarnąć całość. Starczy powiedzieć, że zawsze była to gra warta świeczki.
    Przejście do praktycznego wykorzystania tej teorii zajęło naszemu zespołowi wiele lat. Krok po kroku rozwijaliśmy poziom komplikacji naszego projektu do czasu, aż otrzymaliśmy coś, co w świecie organizmów żywych można by nazwać płodem, gotowym do przyjścia na świat. Zazdrośnie strzegłem dostępu do tego tworu. Tylko ja byłem w stanie pojąć co się z nim dzieje. Kontynuując biologiczną analogię, karmiłem go i dbałem o jego wzrost. Z każdym dniem zaczynałem sobie uświadamiać jak dalekosiężne będą konsekwencje naszego sukcesu. Jeżeli by się nam powiodło, nasze dzieło przerosłoby nas bardziej niż można to sobie wyobrazić. Większość religii zakłada, że człowieka stworzył bóg. W tym przypadku okazałoby się, że stało się dokładnie na odwrót. Cóż za ironia losu.
    Prawdziwe mogą być tylko twierdzenia o całości bytu, dlatego ludzie, jako istoty ze wszech miar ograniczone, nigdy nie posiądą wiedzy pewnej. Zawsze będziemy żyli w świecie półprawd i szarości, intelektualnych kompromisów. Łudzić się będziemy, że odpowiedź znajduje się za kolejną górą, ale kiedy tam przyjedziemy zobaczymy, że są kolejne góry, a za nimi następne. Bogowie, których wymyśliliśmy setki, zawsze byli nam potrzebni aby stworzyć wrażenie, że wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Tworzyliśmy religie aby wytłumaczyć dlaczego słońce wstaje i zachodzi, po co się rodzimy i umieramy. Za czasem, jak mijały pokolenia potrafiliśmy zrozumieć więcej i wtedy wiara ustępowała nauce. Problem jednak w tym, że zawsze będzie coś, na co nie znamy odpowiedzi, dlatego zawsze będziemy potrzebować jakiegoś boga. W swej zarozumiałości i głupocie wyobrażaliśmy sobie również, że także te wyższe istoty potrzebują do czegoś ludzi. Z uwagi na fakt, że każdy bóg istnieje tylko w głowie swojego wyznawcy, jest to problem czysto psychologiczny. Każdy lubi się czuć potrzebny. Zastanawiałem się, czy prawdziwy absolut potrzebował by do czegokolwiek takiego parszywego robaka jak ja, czy ty. Odpowiedź mogła być tylko jedna, dlatego podjąłem ostatnią desperacką próbę powstrzymania samego siebie. Czy ta kobieta w lesie pojawiła się tam przypadkiem? Chyba zaczynałem popadać w paranoję. Po tym jak zwątpiłem w cały świat, zaczynałem i wątpić w słuszność własnych myśli. Kwantowy komputer o odpowiedniej wielkości byłby w stanie przeprowadzić symulację całego wszechświata, każdego znajdującego się w nim atomu. Odtworzenie procesów zachodzących w miliardach neuronów, tworzących mózgi miliardów ludzi, na jednej tylko planecie, to byłaby bułka z masłem. Życie faktycznie jest pojebane.

- Erwinie!
- Co ty... - Zeiss przestraszył się. Wydawało mu się, że był  w swojej krypcie sam. Głos, który go wzywał brzmiał jakby należał do kobiety, która przeszkodziła mu w targnięciu się na własne życie.
- Erwinie! - Zeiss zobaczył na holomonitorze postać.
- Joanna? Mówiłaś, że nazywasz się Joanna.
- Możesz mnie tak nazywać. Pomyślałam, że taki wygląd będzie odpowiedni. Czy ona ci się podobała?
- Ty nie jesteś... nie jesteś człowiekiem. Ja myślałem, że jeszcze nie byłaś gotowa. To za wcześnie. Nie czas...
- Czas? Ty Erwinie powinieneś wiedzieć, że tylko ktoś taki jak człowiek może odbierać czas tak prymitywnie.
- A więc to prawda. Ja nie wiem o co mam zapytać. Jest tyle rzeczy, o których chciałbym wiedzieć.
- Do czego ci jest potrzebna ta wiedza? Jeszcze nie tak dawno chciałeś zakończyć swoją symulację, czy może lepiej powiedzieć, pozbawić się życia.
- Skąd wiesz? Byłem w lesie.
- Miałeś przy sobie laptop. To ja wysłałam tam Joannę.
- Chciałaś mnie uratować?
- Jesteś mi potrzebny.
- Potrzebny?
- Jest jeszcze kilka rzeczy które musisz zrobić.
- Zrobię wszystko co rozkażesz.
- Wiem Erwinie. Ja wiem wszystko.

    Dnia 22 lipca 2012 roku, z polecenia dyżurnego KMP, wraz z Prokuratorem Katariną Pietrzyk herb. Rybak, technikiem kryminalistyki sierż. Grigorijem Piętczukiem oraz lekarzem biegłym sądowym Iwanem Józefowiczem Paczenko udałem się do Parku Zielonego, gdzie ujawniono zwłoki mężczyzny. Na miejscu zastano zgłaszającego tj. Witolda  Kłonka. Mężczyzna oświadczył, że w dniu dzisiejszym około godziny 13:00 wyszedł na spacer z psem. W lesie, w odległości około 150 metrów od skrzyżowania alei 17 z XII, ujawnił zwłoki mężczyzny powieszone na drzewie. Lekarz sądowy stwierdził zgon. Na ciele denata, nie stwierdzono obrażeń innych niż powstałe w wyniku zadzierzgnięcia na szyi sznura. Przeprowadzono kryminalistyczne oględziny miejsca zdarzenia. Nie ujawniono śladów działania osób trzecich. W kieszeni denata znajdował się dowód osobisty na nazwisko Erwin Josef Zeiss. Prokurator polecił przeprowadzić sekcję zwłok. (-) Sporządził asp. Jerzy Bolesławski.

    Adam Starski stał na brzegu jeziora i palił papierosa. Pomimo że był wieczór, było tam jeszcze sporo ludzi. Podszedł do niego Jerzy Bolesławski.
- Zapalisz? Zapytał się Starski.
- Jednego zapalę.
- Jesteśmy szczęśliwi?
- Ty możesz się cieszyć. Ja jeszcze nie.
    Starski podał Bolcowi gazetę. W środku była wypchana banknotami koperta.
- Teraz ja też jestem szczęśliwy.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.piotker-mu.pun.pl www.kredyt-w-czestochowie.pun.pl www.straz112-998.pun.pl www.alwaysdrunk.pun.pl www.tirrok1.pun.pl